środa, 9 października 2013

Blog o Domowej Dyscyplinie - Romans starych czasów!

Przedstawiam wam fragment prologu z pewnego bloga. Całość jak i kolejne rozdziały znajdziecie na: http://landerburgh.blogspot.com/ . Jeśli wam się spodoba możecie śmiało zajrzeć pod ten link i nie zapomnijcie zostawić czegoś po sobie, po przeczytaniu. Autorom zależy bardzo na waszych opiniach, ocenach, wypowiedziach i komentarzach. Jeśli chcecie by blogów tego typu było więcej dajcie poczucie autorom, że mają dla kogo te blogi tworzyć.

Fragment prologu napisanego przez Susannah Vartanian, skopiowany z jej bloga, za jej przyzwoleniem:
Elena pędziła na koniu tak szybko jak to tylko było możliwe. Kopyta Ernesta odbijały się ile tylko sił o błotnistą powierzchnie. Nie miała w zwyczaju mknąć z taką zawrotną szybkością, zazwyczaj podziwiała zieleń traw, błękit nieba, odgłosy zwierząt dobiegające z pobliskiego lasu. Tym razem jednak było inaczej. Niebo było jeszcze ciemne po burzy, drzewa wydawały się przyjąć barwę zgaszonej zieleni, nawet zwierzęta milczały jak grób.

Elena postanowiła zawracać, ale przed powrotem do zamku okrążyła go jeszcze trzykrotnie. Zastanawiała się która jest godzina, miała nadzieję, że wpół do szóstej nigdy nie nadejdzie, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma mocy panowania nad czasem, który nieubłaganie odmierzał sekundy, minuty i godziny.

W końcu nabrała w sobie odwagi i zjawiła się w holu, wcześniej nakazała odprowadzić Ernesta do stajni. Już przy wejściu doskoczyła do niej Mirabella. Kobieta miała na sobie skromne ubranie i promieniujący uśmiech na twarzy, jak zawsze. Elena znała Mirabellę od chwili gdy ukończyła dziewięć lat. To właśnie Mirabella została wybrana na jej opiekunkę.
– Twój przyszły mąż czeka w sali jadalnej – zakomunikowała niania.
– Już przybył? – Głos Eleny wskazywał na to, że jest niepewna, że waha się przed zaślubinami.
– Tak, to ty jesteś spóźniona, pani.
– Proszę nie mów do mnie w sposób tak oficjalny – rzekła Elena i skierowała się do kuchni, gdzie z dzbanku nalała sobie świeżego mleka do szklanki.
– Teraz już nie jesteś dzieckiem, zostaniesz dziedziczką…
– Mirabella, jestem jaka byłam wcześniej. Strasznie żałuje, że ojciec zabił matkę tak wcześnie, że nie zdążyła dać mu syna. Nienawidzę być dziedziczką, nie mam ochoty wychodzić za mąż, nie czuje nic, poza obowiązkiem, od którego szukam sposobu odstąpienia.
– Elena, wiem co czujesz…
– Mylisz się, nikt tego nie wie! – warknęła młoda, ciemna blondynka i z hukiem odłożyła na pół pustą szklankę na drewniany stół.
– Pan Severin jest w zamku od około godziny, nie wydał z siebie nawet jednego przekleństwa, czeka na ciebie w dużej cierpliwości.
– Sevierin? – zapytała.
– Severin – poprawiła młodą, niedoświadczoną dziewczynę Mirabella. – Twój przyszły mąż – dodała.
– Severin – powtórzyła po niej Elena. – Rosjanin? – zapytała w przestrachu.
– Nie wiem. Twój ojciec wybrał jego, nikt wcześniej o nim nie słyszał.
– Ojciec wybrał. Czemu nie mogę sama sobie wybrać męża? – zapytała Elena.
– Masz obo…
– Wiem, obowiązek wobec ludu, kraju, króla. Tylko dlaczego to ja mam się aż tak poświęcać? Dlaczego nie mogę wyjechać jak najdalej stąd, a ten Severin nie może sam panować, skoro ojciec go wybrał. Znaczy wątpił, że sama dam sobie radę.
– Dobrze wiesz, że to dla twojego bezpieczeństwa. Severin to rosły, przystojny i przede wszystkim młody wiekiem mężczyzna. Wydaje mi się, że to nie jest największe poświęcenie. Wiele kobiet ma mniej szczęścia, wychodzą za czterdziestolatków, kiedy same nie ukończyły jeszcze nawet dziewiętnastu lat.
– Co znaczy młody wiekiem? – dopytywała Elena.
– Nie wygląda na więcej niż dwadzieścia pięć lat, moja pani.
– Mirabella, błagam, tylko nie ty. Mów po prostu Elena, dobrze?
– Jak sobie pani życzy.
– A teraz idę się przywitać z przyszłym mężem – rzekła pewnie dziewczyna.
– Może najpierw się zechcesz przebrać, albo chociaż umyć twarz. Wybacz, Eleno, ale jesteś niemal cała w błocie.
– I dobrze, nie mam zamiaru cieszyć jego oczu. Może dzięki temu to on się przestraszy i ucieknie – powiedziała dumna ze swojego planu A. Liczyła, że ten plan wypali, bo nie miała żadnego innego w zanadrzu, żadnego awaryjnego.
Ruszyła szybkim, pewnym krokiem. Wkroczyła do jadalni wyglądająca niczym służąca, a nie dziedziczka. Spojrzała na człowieka stojącego przy kominku. Ubranego na brązowo. Nienawidziła tego koloru. Był nudny, smutny, nawał późnojesiennym przygnębieniem.
– Oto twoja przyszła żona, panie – odezwał się jeden z służących.
– Jeszcze nie jestem tutaj panem – rzekł uprzejmie w jego kierunku Severin.
Jego postawa mogła napawać strachem. Miał bardzo rozbudowane ramiona, wyraźnie zarysowaną szczękę i patrząc na Elenę zdawał się zaciskać zęby ze złości. Nagle jego twarz rozpromieniła się. Uniósł kąciki warg ku górze, lekko się uśmiechając.
– Jesteś brudna, panno Eleno Landerburgh.
– Tylko Lander, Severinie. Landerburgh to imię zamku – poprawiła mężczyznę.
– Co nie zmienia faktu, że jesteś brudna. Jeśli mogę coś radzić…
– Nie, nie możesz – odparła szybko przerywając jego poprzednią wypowiedź.
Spojrzał na nią spod przymrużonych oczu, nie mógł uwierzyć własnym uszom. W życiu nikt niczego nie śmiał mu zabronić, a tym bardziej żadna kobieta.
– Jesteś bardzo nieostrożna, pani. Zważywszy na to, że za jedenaście i pół minuty zostaniesz moją żoną – rzekł przez zaciśnięte zęby, robiąc kilka kroków w jej kierunku.
– Ta sprawa jeszcze nie jest przesądzona. Możesz mi się nie spodobać – powiedziała z uroczym, kpiącym uśmiechem.
– Myślę, że nie mamy czasu na przeprowadzanie eliminacji i zawodów na twojego męża. Jestem tu by cię chronić. Mnie nie cieszy twój widok, podobnie jak ciebie mój, ale jestem wiele winien twojemu ojcu, bo wiele mu zawdzięczam. – Severin zdał się na szczerość. Sądził, że to jakoś przekona Elenę by poszła na pewne ustępstwa i chociaż przy zaślubinach nie pałała do niego niechęcią.
– Wiedziałam, że ojciec mnie nie lubi, ale co mu odbiło by wybrać na mojego męża kogoś całkowicie bez tytułu? – zapytała retorycznie.
– Powiedzmy, że ujął go mój urok osobisty – zmusił się do żartu Severin, pomimo, że nie było mu do śmiechu.
– Ja tego uroku nie dostrzegam.
– A urok pasa znasz? – zapytał ostro.

Dziewczyna zbladła, ale za wszelką cenę starała się utrzymać wojowniczą, w pełni wyprostowaną postawę. Postanowiła nie dać mu tej satysfakcji i nie kulić się pod jego surowym spojrzeniem. Mężczyzna poruszył dolną szczęką na prawo i lewo, starając się powstrzymać złość.

(Prolog w rzeczywistości jest dłuższy, więc nie zaczynajcie czytać od pierwszego rozdziału, tylko przeczytajcie prolog do końca  Całość prologu znajdziecie na stronie, do której link wkleiłem na samej górze tego postu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz