piątek, 17 lutego 2012

Część 52 (Iza_Bella)



Część 52

Jesteś taka, jak powinnaś



Kamil czekał na mnie pod szkołą. Nie to, żeby to była jakaś dziwna sytuacja, często go tam widziałam. Nigdy się nie zapowiadał, zupełnie, jakby sprawdzał czy realizuję ten jego wielki plan, mający na celu zrobienie ze mnie wzorowej uczennicy. Już nawet przestało mi to przeszkadzać. Wmawiałam sobie, że przychodzi tam, bo chce się ze mną spotkać. A może naprawdę tak było, tylko ja przewrażliwiona jestem? Ostatnio poświęcał mi naprawdę bardzo dużo czasu, a ja czerpałam z tego ogromną przyjemność, ale dziś wyjątkowo wolałabym, żeby dał mi spokój.

Trudno, stał przy szkolnej bramie, więc przywołałam na usta uśmiech, pozwoliłam się pocałować na powitanie i objąć ramieniem. Tylko torby z książkami nie oddałam, tłumacząc, że jest lekka. W istocie była to tylko cześć prawdy. Chciałam, żeby Kamil był jak najdalej od klasówki z matmy, na której widniała jedynka. Mała, bo mała, ale przecież nie o wielkość tu chodzi.
– Co dziś robimy? – zagadnęłam, żeby uniknąć pytania o szkołę. Nie chciałam kłamać, a prawda na pewno zepsułaby dzisiejsze popołudnie.
– Proponuję najpierw obiad, później kino, a później… później zobaczymy.
– Ok.
Na szczęście Kamil nie przepada za kebabem, więc weszliśmy do Sfinksa. Bardzo dobrze, mają tam świetną zupę pieczarkową i jeszcze lepsze polędwiczki, a ja byłam wściekle głodna. Rano zaspałam, więc nie zjadłam śniadania, a później jakoś się nie złożyło i właściwie cały dzień nic nie jadłam.

Niespodziewanie w kieszeni Kamila rozdzwonił się telefon. Wyjął go i, nie odbierając, schował z powrotem. Udawał, że nic się nie stało, ale minę miał zważoną chyba bardziej niż ja. A komórka dzwoniła.

Starałam się jeść powoli, żeby nie wyjść na głodomora, ale nie do końca mi się udało.
– Ty w ogóle dzisiaj coś jadłaś? – zapytał Kamil, patrząc, jak wkładam do ust nieco za duży kawałek mięsa.
– Nie – przyznałam szczerze. – Nie miałam czasu.
– Ale jak to? Przecież tak nie można. W anemię wpadniesz albo coś.
– Nie wpadnę. Najwyżej trochę schudnę, na zdrowie mi wyjdzie.
– A ja chudzielców nie lubię.
– Do chudzielca to mi jeszcze sporo brakuje.
– Jak dla mnie jesteś taka, jaka powinnaś. – Uśmiechnął się tak ciepło, że poczułam się jakbym naprawdę była ideałem. Niewiele brakowało, żeby pozbawić go złudzeń, wystarczyło powiedzieć o matmie. Nie chciałam jednak psuć sobie tej chwili tryumfu. Byłam dla Kamila najważniejsza, najlepsza, najładniejsza i chciałam, żeby tak zostało jak najdłużej.

Wyszliśmy z restauracji. Chłód grudniowego popołudnia wdarł się pomiędzy poły mojego płaszcza, wciąż jesiennego, bo w zimowej kurtce czułam się niezgrabnie, a Kamil po prostu mnie objął. I tylko ten przeklęty telefon wciąż dzwonił.
– Odbierz, może to coś ważnego – powiedziałam.
– Dla mnie ważniejsze jest, dlaczego jesteś smutna.
Więc jednak zauważył, ale ja nie byłam jeszcze gotowa, żeby o tym rozmawiać. Musiałam sobie wszystko ułożyć, przemyśleć. A może lepiej mu o  tym napisać albo powiedzieć przez telefon? Nie wiem. Na pewno nie teraz.
– Nie jestem. Dlaczego nie odbierasz? Nie chcesz rozmawiać przy mnie? To Amanda, tak?
– Amanda? – Cmoknął mnie w czoło i pokręcił z uśmiechem głową. – Myślałem, że to już sobie wyjaśniliśmy, zazdrośniku. Ale dobrze, skoro chcesz wiedzieć, dzwoni mój ojciec, a ja nie chcę z nim gadać.
– Ale dlaczego?
Kamil spojrzał na mnie, jakbym zrobiła coś okropnego. Nie wiedziałam, że zadaję kłopotliwe pytanie. Odsunęłam się i opuściłam wzrok na szare płytki chodnika. Wciąż bronił mi dostępu do swojej prywatności, zupełnie, jakbym miała go oceniać czy punktować. – Ja tam bym chciała, żeby mój ojciec zadzwonił – powiedziałam po cichu. – Tylko on nie żyje.
– Nie wiedziałem.
– Bo nie pytałeś. Odbierz.
– Nie mam ochoty z nim gadać. Oszukał mnie, zamknął w ośrodku leczenia uzależnień na długie lata, a teraz sobie nagle przypomniał, że ma syna. Pewnie po to, żeby mnie znowu skrytykować. Nie chcę. Teraz moją jedyną rodziną jest siostra, Patryk, Aleks i ty. Innej nie chcę.
– Kamil, nie mów tak. – Spanikowałam. Czułam się podle, bo ja też go oszukiwałam i to w pełni świadomie, a on mówił takie rzeczy.
– Kiedy to prawda.
– Nieprawda. Bo… bo na mnie bardzo się zawiedziesz.
Przystanął, przytrzymując mnie za rękę.
– Nie rozumiem – powiedział zdziwionym głosem.
– A co tu jest do rozumienia? Nie jestem taka, jak byś chciał i już.
Przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie, zupełnie jakby przewidział, że chcę uciec.
– O co konkretnie chodzi? – zapytał.
– Nie, nieważne.
– Ważne. Teraz już musisz powiedzieć.
– Będę miała na semestr pałę z matmy.
Zapadła cisza. Długa, nieznośna. Nie potrafiłam unieść głowy i spojrzeć Kamilowi w twarz. Bałam się, że zobaczę w niej zawód, żal, może nawet nienawiść, że jednak nie wywiązałam się z umowy. Poczułam, jak Kamil przenosi mnie na bok i opiera o ścianę budynku.
– I to jest ten mega powód? – zapytał spokojnym głosem. – Dlatego jesteś dzisiaj taka dziwna?
– Tak – szepnęłam, wciąż patrząc pod nogi.
– I spodziewasz się, że co ja teraz zrobię? Że cię zostawię, zacznę krzyczeć, wyklinać?
– No, zachwycony pewnie nie jesteś.
– Nie, ale do wystawienia ocen chyba jest jeszcze trochę czasu, więc dramatu nie ma.
– Ale ja nic nie umiem. – W końcu zdecydowałam się na niego spojrzeć. Nie zobaczyłam w jego oczach złości. Był spokojny. – Ta cała matma to jak czarna magia.
– Pomogę ci. Po to mnie masz.
Zatkało mnie. Tak naprawdę, nigdy nie przypuszczałam, że Kamil może coś takiego powiedzieć. Myślałam, że ma nam być razem miło, a z problemami muszę sobie radzić sama.
– A niby jak? – zapytałam niepewnie.
– Słyszałem, że Majka studiowała coś, co ma związek z matmą.
– I co, myślisz, że królowa wagarów zechce mi pomagać w nauce?
– Królowa wagarów pewnie nie, ale może twoja przyjaciółka już tak.
– No nie wiem… – Zawahałam się. Nigdy nie myślałam o Majce jak o osobie, która mogłaby pomagać mi w rozwiązywaniu problemów. To raczej ja byłam potrzebna jej, a nie na odwrót. Ona dawała mi tylko kłopoty i coraz więcej kłopotów. Może jeszcze chwile beztroskich rozmów o pierdołach.
– OK, ja z nią pogadam. Nie będzie ci przykro, jak mi odmówi.
Nie spodziewałam się po Kamilu takiej… hm… troski? Dawno nikt się mną nie opiekował, nie dbał o moje zdanie i dobre samopoczucie.
– Dziękuję – szepnęłam głosem lekko zachrypniętym od emocji.
Kamil podłożył palec pod moją brodę i zmusił mnie, żebym patrzyła mu w twarz.
– Dlaczego ty nikomu nie ufasz? – zapytał. – Dlaczego nie ufasz mi?
Doskonale znałam odpowiedź. Uderzył mnie. Raz, ale uczucia zeszmacenia nigdy nie zapomnę, podobnie jak lodu w niebieskich oczach Kamila, który mnie wręcz sparaliżował i zabolał chyba nawet bardziej niż sam policzek. Tyle że teraz miałam przed sobą zupełnie innego człowieka. Spokojnego, życzliwego, troskliwego. I czułam się przy nim bezpieczna. Po co więc rozpamiętywać to, co było? Lepiej zapomnieć, uznać za błąd, za coś, co nigdy więcej nie będzie miało miejsca.
– Nie wiem – powiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć. – Taka jestem.
Dotknął wargami moich ust. Delikatnie scałował wszelkie wątpliwości, zlizał niepewność. Potarł czubkiem języka moje podniebienie, budząc przyjemne łaskotanie. Nie spieszył się. Pozwolił, żebym poczuła zapach jego wody toaletowej, szorstkość nad górną wargą, zachłanność ust. Jeszcze nigdy nasze pocałunki nie były takie spokojne, a zarazem zmysłowe, pełne namiętności.
– Wrócimy do tego – powiedział Kamil, odsuwając się ode mnie. W oczach błyszczały mu wesołe iskierki. – A teraz chodźmy do tego kina.
– A na co? – zapytałam, pozwalając, żeby otoczył ramieniem moje plecy. Wolałabym, co prawda, żeby sprecyzował, co ma na myśli, mówiąc, że wrócimy. Bo jeśli do drżenia zmysłów, to mogłabym wrócić choćby i bez kina, ale wstydziłam się mówić o tym głośno.
– Na jakąś bajkę może, co? Oboje potrzebujemy się odstresować.

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podobało ! ;)
    Mam nadzieję, że Kamil się zmieni i zdobędzie zaufajnie Patrycji ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też się podobało. Patrycja to moja ulubiona postać. Ciekawe czy Majka jej pomoże, w końcu ona też się pomału zmienia.

    OdpowiedzUsuń