niedziela, 19 lutego 2012

Część 54 (Sofia)



Część 54
Przepraszam

„Dlaczego ja się na to zgodziłam? Na życie z takim mężczyzną? Nie wiem. Najzwyczajniej w świecie nie wiem, a jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest miłość i  uczucie jakim go darzę. Kocham go i nie zmienię tego, tak samo jak nie zmienię tego, że to on rządzi w tym związku. Albo się z tym pogodzę, albo już mogę zacząć się pakować. On mnie kocha, dba o mnie, chce dla mnie jak najlepiej, ale czy on musi… to tak bardzo boli. Pamiętam pierwszy bukiet kwiatów jaki od niego dostałam. 21 czerwonych róż, a w środku uroczy bilecik Dla Ciebie Oddam me serce,  za Ciebie oddam me życie,  więc wiedz, że Cię kocham skrycie Wtedy utwierdziłam się w przekonaniu, że On mi również obojętnym nie pozostawał. Jedynym lekarstwem jest pogodzenie się z tym jak jest. Wywalczyłam to, co chciałam, ale wiem, że nigdy więcej nic przed nim nie ukryję, ani go nie okłamię.  Ból powoli przechodził, śladów prawie już nie widać. Nie umiałabym żyć bez niego” – z takimi myślami po kolejnym  dniu pracy w agencji zasnęłam wtulona w dużą czerwoną poduszkę i małego jaśka w kształcie truskawki. Po niespełna godzinie obudził mnie dźwięk komórki, a dokładniej sms-a od Darka: „Za kwadrans czekam na Ciebie w parku, zapraszam na spacer”. Musiałam dwa razy przeczytać treść tej wiadomości, zanim uwierzyłam w jej słowa. Ostatni raz na spacerze byliśmy półtora roku temu, na dworze jest zimno i pada śnieg. Czego jak czego, ale tego ja się po swoim mężczyźnie nie spodziewałam. Swoją drogą mógł chociaż zadzwonić i się spytać czy ja mam ochotę na ten spacer… a nie, zapomniałam, że to Darek. Złożyłam koc, poprawiłam delikatnie makijaż i narzuciłam na siebie mój najcieplejszy  fioletowy płaszcz i jasny beżowy szalik. Znalazłam też w garderobie czapkę, bez której bym się nie pokazała jemu na oczy. 

- Pani Gabrysiu, idę z mężem na spacer. Proszę na nas nie czekać, obiad sobie odgrzejemy – pożegnałam się z nowo zatrudnioną gosposią.

Do parku miałam zaledwie 2 minuty drogi. Mimo zimna i  śniegu można było zobaczyć  spacerowiczów z dziećmi, z psami, zakochane pary i starsze małżeństwa.   Weszłam w parkową uliczkę i zobaczyłam jak, Darek wpatrywał się w częściowo zamarznięty staw przy brzegu, którego kilkoro dzieci karmiło kaczki walczące o każdy okruszek chleba.  Nie zauważył mnie, więc podeszłam i objęłam go.

- O moja żona przyszła. Pamiętasz kiedy ostatni raz byliśmy na spacerze? – zapytał, owijając mnie bardziej szalikiem – i załóż, wiedziałem, że nie weźmiesz z domu – podał mi  rękawiczki.

- Pamiętam. Półtora roku temu, jeszcze w Anglii – odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek – kotku, nie wzięłam, bo mi w ręce nie jest zimno.
- Zakładaj i nie marudź, proszę – to ostatnie słowo szepnął mi delikatnie na ucho.
- Dobrze założę, ale robię to tylko dla ciebie –  westchnęłam, założyłam rękawiczki i schyliłam się w celu uformowania śnieżnej kuli, która po chwili leciała już w stronę mojego męża.
- Ale ubaw, masz 5 lat czy co? – spytał z obruszeniem otrzepując się ze śniegu.
- No dalej, pokaż na co cię stać! – rzuciłam celnie kolejną śnieżną kulą.
- Dobra, koniec już koniec, bo mi zimno  - żalił się Darek niczym mały przedszkolak.
- Dobrze już dobrze, nie chcesz to nie – udałam, że odpuszczam biorąc trochę śniegu w ręce i szybkim ruchem nacierając twarz Darka
- Julka! Do cholery, powiedziałem coś tak? Za dużo tego dobrego, wiem, że Ty kochasz zimę, ale ja nienawidzę – spojrzał na mnie wymownie. Wiedziałam, że kroczę po cienkiej linii i w każdej chwili mogę przekroczyć tą magiczną granicę, ale znałam na tyle swojego męża, że wiedziałam kiedy przestać.
- Pasujesz? No pobaw się ze mną. Wynagrodzę Ci to – kolejna śnieżka trafiła w płaszcz Darka.
- A jak? – tym razem to ja dostałam śnieżką w plecy.
- A tak – odrzuciłam śnieżkę przed, którą Darek sprytnie umknął  i podeszłam do niego składając delikatny, ale namiętny pocałunek na jego ustach. Wykorzystałam okazję i zabrałam swojemu ukochanemu czapkę robiąc kilka kroków w tył.
- Nie odchodź, grzejesz jak piecyk. I oddaj czapkę, bo mi uszy zmarzną – próbował złapać moją rękę, ale ja byłam szybsza. Jednak jego błagalny wzrok przekonał mnie. Podeszłam i założyłam mu czapkę, a on objął mnie w pół i skierowaliśmy swoje kroki w głąb ośnieżonego parku.
- A jak w pracy? – zadał rutynowe pytanie.
- Właśnie, muszę Ci coś powiedzieć – pocałowałam Darka w policzek  - dziękuję Ci, że się zgodziłeś na tą pracę.
- No nie udaję, masz za co – powiedział dość poważnym tonem – I jak idzie? Jak tam gosposia?
- W pracy dziś nudy. Tylko mnie mierzyli, ważyli i dobierali suknie na kolejny pokaz. Nic ciekawego. A co do gosposi, to wydaje się być bardzo sympatyczną i wyrozumiałą osobą, podobno ugotowała dziś pyszny obiad – zaczęłam chwalić Panią Gabrysię, którą od razu bardzo polubiłam.
- Czy pyszny to się okaże, ale nikt nie gotuje lepiej od Ciebie skarbie – zerknął na mnie z uśmiechem i pocałował w czoło.
- Dziękuję, ale chyba przesadzasz. Wracając do tematu pracy, to podpisałam tą umowę na pół roku, a później spełnię swoją obietnicę i postaramy się o córkę lub syna.
- Fatalne to uczucie, abym musiał targować się z własną żoną. Nie uważasz, że nie powinnaś stawiać żądań? Ale postawiłaś i masz te pół roku. Po tym pół roku weźmiemy się ostro do roboty i będziemy mieli parkę ślicznych dzieci – oznajmił Darek, który jeszcze nie wiedział, że zamierzam pracować nawet w czasie ciąży. Nie miałam pojęcia jak go to tego przekonam, ale kiedyś się uda. Jak teraz zacznę to za te 6 miesięcy się zgodzi.
- To nie nazywa się targowanie, a kompromis. Poza tym, ja też mam prawo się realizować. A wiesz, że ostatnio modelki w ciąży też mają wzięcie? Kobiety w ciąży też chcą wyglądać modnie.
- Moja kobieta w ciąży nie będzie pracować – mówiąc to Darek spojrzał mimochodem na młode małżeństwo, które spodziewało się dziecka co widać było po posturze niskiej blondynki. Wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się w stronę kawiarni – Realizować? Jaka to realizacja za przeproszeniem? Wyszłaś za mąż, by się realizować jako żona i matka, a nie jako wybiegowa barbie tak?
- Ciąża to nie choroba skarbie. Wyszłam za Ciebie, bo chciałam mieć takiego mężczyznę jak Ty przy sobie. Jako żona spisuję się chyba nie najgorzej mimo, że pracuję, hm? A na matkę przyjdzie jeszcze czas.
- Wrócimy do tego kiedy indziej, wiedziałaś za kogo wychodzisz i z jakimi wyrzeczeniami się to wiąże. Przez 8 godzin Cię mierzyli dziś?
- Nie no. Zapoznali z planem na najbliższy miesiąc, pokazali nową kolekcję sukni karnawałowych. Niedługo pokaz.
- Ładne te suknie?
- Ładne, dostanę katalog to Ci pokażę, chyba, że przyjdziesz na pokaz? – zagadnęłam.
- Może jakąś kupimy co? Przyjdę na pokaz, jakie miasto? – spytał, czym mnie zaskoczył. Byłam pewna, że nie chce mnie oglądać na wybiegu mając świadomość, że patrzy na mnie mnóstwo innych mężczyzn.
- W Warszawie, za tydzień. Zobaczymy, może mi się jakaś spodoba jak przymierzę. A co do planu pracy na ten miesiąc, to dostałam dwie propozycje.
- Jakie propozycje? – spytał, a ja nie wiedziałam od, której zacząć. Od tej co się na nią na pewno nie zgodzi, czy od tej drugiej.
- Pierwsza to…- przerwałam, bo w tym momencie podszedł do nas kelner stawiając przed nami desery lodowe. Podziękowałam i chciałam poczekać, aż odejdzie trochę dalej, ale Darek mnie ponaglił spoglądając się wymownie.
- Sesja zdjęciowa z aktami – powiedziałam starając się unikać jego wzroku.
- Z czym? Chcesz się prezentować  na golasa? W ogóle jakie propozycje? Z tego co wiem w umowie miały być tylko pokazy – powiedział spokojnym i opanowanym tonem.
- No niezupełnie na golasa. Nie będzie widać zbyt dużo, są różne ujęcia. No tak i są tylko pokazy, a sesja to jest propozycja, niezobowiązująca, dodatkowa – wyjaśniłam równie spokojnie.
- Odmówisz – oświadczył stanowczo i spojrzał na mnie.
- Dobrze, jak chcesz.
- A Ty tego nie chcesz? Chcesz świecić przed fotografem cyckami? – spytał z nutką niedowierzania.
-Dla mnie to tylko praca. Odmówię, jeśli Ci to nie odpowiada. Nie ciągnijmy tego  – zakończyłam temat.
- Jak sobie życzysz kochanie. Jeśli druga propozycja jest podobna to…
- Druga wiąże się z wyjazdem na tydzień do Francji – przerwałam mu – na pokazy, żadnych sesji. I to już jest zawarte w umowie.
- Nie chcę Cię obrażać kochanie, dlatego nie zapytam gdzie Ty miałaś rozum jak ją podpisywałaś, ale gdzie Ty miałaś oczy to chyba zapytać mogę?
- To mnie nie obrażaj, tylko się zgódź – powiedziałam zniecierpliwiona.
- A potem? Jakieś inne wyjazdy? – dopytywał się.
- Nie wiem. Na pewno jeszcze jakieś będę, kilka – i tym razem użyłam trochę nieodpowiedniego tonu, ale Darek nie zwrócił na to uwagi.
- Dobrze, że to tylko pół roku. Zapiszesz mi w kalendarzu wszystkie swoje wyjazdy. Datami i miejscowościami bym wiedział, gdzie moja żona się podziewa – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Przecież mam telefon, zawsze możesz…
- Chcę wiedzieć wcześniej – przerwał mi.
- Jak sobie życzysz, zapiszę – zgodziłam się nie mając innego wyjścia – o obiady się nie martw, będzie Pani Gabrysia.
- Sugerujesz, że jako twój mąż martwię się tylko obiadem? Mi chodzi kotku o Ciebie – wziął mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy – a to ode mnie, proszę.
Nie wiedziałam zbytnio o co chodzi. Darek kiwnął głową w stronę drzwi. Obróciłam się, a za plecami zobaczyłam wysokiego mężczyznę trzymającego wielki bukiet róż. Wzięłam go w ręce i przeczytałam bilecik „Przepraszam za wczoraj”
- Kotku, za co? Przecież zasłużyłam – powiedziałam odkładając bukiet na stół.
- Nie powinienem…. Nie powinienem, aż tak. Po prostu Cię kocham i nie chcę, żeby Ci się stała kiedykolwiek jakaś krzywda – wziął do ręki bukiet – wybaczysz?
- Zaskoczyłeś mnie. Dziękuję i … oczywiście, wybaczam – wtuliłam się w jego ramiona – chodźmy do domu – szepnęłam mu na ucho.
- Mamy na siebie ochotę? – spytał również szeptem.
- Nie wiem jak Ty…  - mrugnęłam porozumiewawczo.
- Idziemy do domu – powiedział niecierpliwie i podał mi płaszcz.




1 komentarz:

  1. Kolejne wspaniałe opowiadanie.. nie spodziewałam się tego po Darku.. Gratuluję autorom talentu ;D

    OdpowiedzUsuń