poniedziałek, 5 marca 2012

Część 59 (Magdalena)


Część 59
Propozycja
Siedząc w szkolnej ławce i udając pilną uczennice rozmyślałam o tym jak postąpić. Myślałam szczególnie o ostatnich wydarzeniach, które miały miejsce w moim domu, ale też o tym co powiedział mi Aleks. Rozmyślałam o tym już piątą lekcje i postanowiłam dać Olkowi szanse – nie to złe określenie, postanowiłam dać szansę sobie. Umówiłam się z nim tam gdzie zazwyczaj umawiałam się z mężczyznami. W kawiarni w pobliżu szkoły. Spóźnił się dokładnie trzynaście minut, a ja stwierdziłam, że to zła wróżba. Ubrany był jak zwykle zwyczajnie, ale jednak elegancko, czyli dżinsy i koszula. Oczywiście kurtkę też miał, ale odwiesił ją na oparcie krzesła.
- Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać, to było niezaplanowane – powiedział całując mnie w policzek i siadając naprzeciwko.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziałam z uśmiechem i pociągnęłam łyk z małej filiżanki.
- Szkodzi, gdy ty się spóźniłaś to srogo za to zapłaciłaś, a teraz sam uczyniłem to samo. Czuje się winny – powiedział i spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. – Ciacho ci wynagrodzi ten drobny poślizg? – zapytał.
- Jestem na diecie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Z kości na ości, rozumiem. Niech będzie – powiedział całkiem normalnym tonem, jakby tamte wydarzenia z tamtego dnia, albo nie miały znaczenia, albo jakby ich w ogóle nie było. – Zielona herbata dla mnie – zwrócił się do kelnera.
- To w takim razie pomilczmy te trzynaście minut skoro tak bardzo chcesz być fair – zaproponowałam.
- Może być – odpowiedział i tym mnie zaskoczył. Był inny niż wszyscy, nie uważał się za pana i nie traktował mnie jak rzecz, a teraz wykazał się jeszcze sprawiedliwością nawet gdy chodziło o niego samego.
- To ty sobie poczekaj, a ja poprawie makijaż – powiedziałam i udałam się do łazienki. Kiedy wróciłam siedział tak jak wcześniej, nie wydawał się być zamyślony, ani też zdenerwowany. Był taki jak na co dzień, zwyczajny.
- Postanowiłam… - zaczęłam, a on pokazał obiema dłońmi znak znaczący „czas”. – Nie wygłupiaj się już trzynaście minut, czy dziesięć co za różnica? – zapytałam.
- Zasadniczo to różnica trzech minut – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Zastanawiałam się nad tym co mi wtedy powiedziałeś. Masz trochę racji, zaczęłam się staczać choć nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Wcześniej radziłam sobie sama ze wszystkim, ale i też z sobą. Byłam dobra w samokontroli i w samoogarnianiu – przyznałam patrząc niekiedy mu w oczy, a niekiedy na jego dłonie.
- Nadal jesteś, trochę się tylko wszystko skomplikowało i to też z mojej winy – powiedział.
- Tu nie ma twojej winy, czasami szybciej robię niż myślę, choć zawsze staram się planować każdy ruch – chciałam dokończyć ale mi przerwał.
- I ruch przeciwnika także – powiedział właśnie to co ja miałam zamiar powiedzieć.
- Życie nauczyło mnie, że w każdym nawet najdrobniejszym ruchu tkwi cel, skutek, sens, zysk i strata – powiedziałam.
- Pytasz o to co zyskasz, a co stracisz? Dobrze rozumuje twoją logikę, czy niekoniecznie? – zapytał.
- Niekoniecznie, chodzi mi raczej o twoje zyski i straty, cele, skutki i sens – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- I to pytanie dotyczy tej sprawy związanej z tobą tak? – upewnił się.
- Tak.
- To widzę nie do końca myśmy się zrozumieli tak jak powinniśmy. Nie chcę cię odzierać z godności jeszcze bardziej, chociaż nieważne jak bardzo by cię ktoś z niej nie odarł ty zawsze ją będziesz posiadała i możesz się nią na powrót owinąć, jednak po co iść tą drogą jak można od razu prosto i stabilnie – mówił, a ja go słuchałam co było dziwne, bo najczęściej gdy byłam z nim to ja nawijałam jak opętana, a on mnie słuchał. – Nie chcę być twoim sponsorem, ani nie chce cię zmuszać byś była ze mną. Proponuje jedynie godną pracę na weekendy, dobry zarobek i bezinteresowną pomoc w razie problemów, czy jakichkolwiek kłopotów. Jeśli masz stanąć na nogi rób to gdy ktoś wyciąga w twoją stronę rękę, a nie wspinaj się po jego ramionach korzystając ze słabości – dokończył.
- Znowu mnie obrażasz – skomentowałam zgodnie z tym co poczułam.
- Nie ciebie, a tych mężczyzn. Ty natomiast obrażasz tylko ich żony i dzieci i tym samym tylko oni mają prawo obrażać ciebie – to co powiedział zabrzmiało dziwnie. Przyznaje myślałam o tym wielokrotnie, ale nigdy tego nie usłyszałam w tak dobitny i trafny sposób.
- Jaka to praca? – zapytałam chcąc zakończyć tamten temat.
- Sprzątaczki, chodzi o sprzątanie biur i gabinetów, gdy wszyscy już skończą pracę. Póki nie masz matury nic lepszego nie jestem w stanie ci załatwić – oznajmił, a nie wiedzieć czemu to we mnie uderzyło, że miałabym po kimś sprzątać.
- W jakie dni? – ciągnęłam temat głównie z grzeczności, bo tak naprawdę nigdy nie zamierzałam przyjąć tej oferty.
- Pozwoliłem sobie sprawdzić twój plan zajęć szkolnych. W czwartki idziesz na jedenastą, tak więc w środy po szkole, od 17 do 20. Później w piątki tak samo. W soboty od 15 do której się wyrobisz, no i niedziela również od 15 do której się wyrobisz – przedstawił to w sposób suchy i rzeczowy, tak że już bardziej się nie dało.
- Jaka stawka? – zapytałam.
- Tysiąc dwieście pięćdziesiąt polskich złotych. Wiem, że rewelacji nie ma, ale zastanów się dobrze co jest dla ciebie lepsze – powiedział w pełni spokojny i napił się herbaty. – Amanda nie licz tego tylko pod względem finansowym, rany jakie masz na psychice, bądź też na duszy nie są wartę żadnych pieniędzy i nie zmażesz ich, ani swojej przeszłości tak łatwo – dodał.
- Mylisz się, nie mam wyrzutów sumienia, ani żadnych ran – odpowiedziałam wściekła.
- Jeszcze nie. Pozwól, że podam przykład. Masz córkę, która robi to samo co ty teraz, co jej mówisz? – zapytał.
- Nie wiem, nie mam córki – odpowiedziałam znając dobrze odpowiedź na to pytanie.
- Powiesz jej, że dobrze robi? Że ma racje, bo w życiu trzeba sobie radzić? Że nigdy ją nikt nie zrani i nic ją nie zaboli ze strony tych mężczyzn, ani ze strony nikogo innego z tego, a nie innego powodu? – zapytał i trafił w samo sedno.
Nawet nie zauważyłam kiedy w moich oczach nagromadziły się łzy, on jednak to zauważył. Wyciągnął w moją stronę dłoń z paczką chusteczek higienicznych.
- Nie płacz, nie chcę byś płakała. Nie chciałem tego – powiedział ciepłym i miękkim tonem.
- Nie płaczę – odpowiedziałam wycierając delikatnie łzy z oczu by nie rozmazać makijażu. – Moja córka nigdy nie będzie tego musiała robić – odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.
- Ty też nie musisz, to tyle w tym temacie. Chodźmy na lody, a nie ty się odchudzasz, to ty na sałatkę jakąś dietetyczną, a ja na lody. Może być McDonald? – zapytał zmieniając kompletnie temat.
- Kiedy mam dać odpowiedz? – zapytałam.
- Co do McDonaldu to najlepiej by było teraz, a co do wcześniejszego tematu masz siedem dni – odpowiedział. – Twój plecak? – zapytał zapinając zamek swojej kurtki i chwytając za gumową rączkę czerwonego plecaka z pumy.
- Tak, mój – odpowiedziałam nie wiedząc kompletnie o co mu chodzi.
- Ja poniosę – powiedział ze szczerym uśmiechem na ustach, i poluzował wpierw ramiączko, a potem wziął plecak na jedno ramię.

2 komentarze: