Część 59
Propozycja
- Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać, to było
niezaplanowane – powiedział całując mnie w policzek i siadając naprzeciwko.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziałam z uśmiechem i pociągnęłam
łyk z małej filiżanki.
- Szkodzi, gdy ty się spóźniłaś to srogo za to zapłaciłaś, a
teraz sam uczyniłem to samo. Czuje się winny – powiedział i spojrzał na mnie
tymi swoimi zielonymi oczami. – Ciacho ci wynagrodzi ten drobny poślizg? –
zapytał.
- Jestem na diecie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Z kości na ości, rozumiem. Niech będzie – powiedział
całkiem normalnym tonem, jakby tamte wydarzenia z tamtego dnia, albo nie miały
znaczenia, albo jakby ich w ogóle nie było. – Zielona herbata dla mnie –
zwrócił się do kelnera.
- To w takim razie pomilczmy te trzynaście minut skoro tak
bardzo chcesz być fair – zaproponowałam.
- Może być – odpowiedział i tym mnie zaskoczył. Był inny niż
wszyscy, nie uważał się za pana i nie traktował mnie jak rzecz, a teraz wykazał
się jeszcze sprawiedliwością nawet gdy chodziło o niego samego.
- To ty sobie poczekaj, a ja poprawie makijaż – powiedziałam
i udałam się do łazienki. Kiedy wróciłam siedział tak jak wcześniej, nie
wydawał się być zamyślony, ani też zdenerwowany. Był taki jak na co dzień,
zwyczajny.
- Postanowiłam… - zaczęłam, a on pokazał obiema dłońmi znak
znaczący „czas”. – Nie wygłupiaj się już trzynaście minut, czy dziesięć co za
różnica? – zapytałam.
- Zasadniczo to różnica trzech minut – odpowiedział z lekkim
uśmiechem.
- Zastanawiałam się nad tym co mi wtedy powiedziałeś. Masz
trochę racji, zaczęłam się staczać choć nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.
Wcześniej radziłam sobie sama ze wszystkim, ale i też z sobą. Byłam dobra w
samokontroli i w samoogarnianiu – przyznałam patrząc niekiedy mu w oczy, a
niekiedy na jego dłonie.
- Nadal jesteś, trochę się tylko wszystko skomplikowało i to
też z mojej winy – powiedział.
- Tu nie ma twojej winy, czasami szybciej robię niż myślę,
choć zawsze staram się planować każdy ruch – chciałam dokończyć ale mi
przerwał.
- I ruch przeciwnika także – powiedział właśnie to co ja
miałam zamiar powiedzieć.
- Życie nauczyło mnie, że w każdym nawet najdrobniejszym
ruchu tkwi cel, skutek, sens, zysk i strata – powiedziałam.
- Pytasz o to co zyskasz, a co stracisz? Dobrze rozumuje
twoją logikę, czy niekoniecznie? – zapytał.
- Niekoniecznie, chodzi mi raczej o twoje zyski i straty,
cele, skutki i sens – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- I to pytanie dotyczy tej sprawy związanej z tobą tak? –
upewnił się.
- Tak.
- To widzę nie do końca myśmy się zrozumieli tak jak
powinniśmy. Nie chcę cię odzierać z godności jeszcze bardziej, chociaż nieważne
jak bardzo by cię ktoś z niej nie odarł ty zawsze ją będziesz posiadała i
możesz się nią na powrót owinąć, jednak po co iść tą drogą jak można od razu
prosto i stabilnie – mówił, a ja go słuchałam co było dziwne, bo najczęściej
gdy byłam z nim to ja nawijałam jak opętana, a on mnie słuchał. – Nie chcę być
twoim sponsorem, ani nie chce cię zmuszać byś była ze mną. Proponuje jedynie
godną pracę na weekendy, dobry zarobek i bezinteresowną pomoc w razie
problemów, czy jakichkolwiek kłopotów. Jeśli masz stanąć na nogi rób to gdy
ktoś wyciąga w twoją stronę rękę, a nie wspinaj się po jego ramionach
korzystając ze słabości – dokończył.
- Znowu mnie obrażasz – skomentowałam zgodnie z tym co
poczułam.
- Nie ciebie, a tych mężczyzn. Ty natomiast obrażasz tylko
ich żony i dzieci i tym samym tylko oni mają prawo obrażać ciebie – to co
powiedział zabrzmiało dziwnie. Przyznaje myślałam o tym wielokrotnie, ale nigdy
tego nie usłyszałam w tak dobitny i trafny sposób.
- Jaka to praca? – zapytałam chcąc zakończyć tamten temat.
- Sprzątaczki, chodzi o sprzątanie biur i gabinetów, gdy
wszyscy już skończą pracę. Póki nie masz matury nic lepszego nie jestem w
stanie ci załatwić – oznajmił, a nie wiedzieć czemu to we mnie uderzyło, że
miałabym po kimś sprzątać.
- W jakie dni? – ciągnęłam temat głównie z grzeczności, bo tak
naprawdę nigdy nie zamierzałam przyjąć tej oferty.
- Pozwoliłem sobie sprawdzić twój plan zajęć szkolnych. W
czwartki idziesz na jedenastą, tak więc w środy po szkole, od 17 do 20. Później
w piątki tak samo. W soboty od 15 do której się wyrobisz, no i niedziela
również od 15 do której się wyrobisz – przedstawił to w sposób suchy i
rzeczowy, tak że już bardziej się nie dało.
- Jaka stawka? – zapytałam.
- Tysiąc dwieście pięćdziesiąt polskich złotych. Wiem, że
rewelacji nie ma, ale zastanów się dobrze co jest dla ciebie lepsze –
powiedział w pełni spokojny i napił się herbaty. – Amanda nie licz tego tylko
pod względem finansowym, rany jakie masz na psychice, bądź też na duszy nie są
wartę żadnych pieniędzy i nie zmażesz ich, ani swojej przeszłości tak łatwo –
dodał.
- Mylisz się, nie mam wyrzutów sumienia, ani żadnych ran –
odpowiedziałam wściekła.
- Jeszcze nie. Pozwól, że podam przykład. Masz córkę, która
robi to samo co ty teraz, co jej mówisz? – zapytał.
- Nie wiem, nie mam córki – odpowiedziałam znając dobrze
odpowiedź na to pytanie.
- Powiesz jej, że dobrze robi? Że ma racje, bo w życiu
trzeba sobie radzić? Że nigdy ją nikt nie zrani i nic ją nie zaboli ze strony
tych mężczyzn, ani ze strony nikogo innego z tego, a nie innego powodu? –
zapytał i trafił w samo sedno.
Nawet nie zauważyłam kiedy w moich oczach nagromadziły się
łzy, on jednak to zauważył. Wyciągnął w moją stronę dłoń z paczką chusteczek
higienicznych.
- Nie płacz, nie chcę byś płakała. Nie chciałem tego –
powiedział ciepłym i miękkim tonem.
- Nie płaczę – odpowiedziałam wycierając delikatnie łzy z
oczu by nie rozmazać makijażu. – Moja córka nigdy nie będzie tego musiała robić
– odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.
- Ty też nie musisz, to tyle w tym temacie. Chodźmy na lody,
a nie ty się odchudzasz, to ty na sałatkę jakąś dietetyczną, a ja na lody. Może
być McDonald? – zapytał zmieniając kompletnie temat.
- Kiedy mam dać odpowiedz? – zapytałam.
- Co do McDonaldu to najlepiej by było teraz, a co do
wcześniejszego tematu masz siedem dni – odpowiedział. – Twój plecak? – zapytał
zapinając zamek swojej kurtki i chwytając za gumową rączkę czerwonego plecaka z
pumy.
- Tak, mój – odpowiedziałam nie wiedząc kompletnie o co mu
chodzi.
- Ja poniosę – powiedział ze szczerym uśmiechem na ustach, i
poluzował wpierw ramiączko, a potem wziął plecak na jedno ramię.
świetna z nich byłaby para :)
OdpowiedzUsuńBędzie, ale jeszcze przed nimi spora droga.
Usuń