Część 70
Na pewno?
Wstawanie o trzeciej nad ranem jest chyba jeszcze gorsze od niespania wcale. Budzik wyrwał mnie ze snu właśnie wtedy, kiedy miałam zamiar przekręcić się na drugi bok. Niechętnie zwlekłam się z łóżka, żeby już po chwili przeczytać SMS od Kamila: Będę u ciebie za pół godziny. Ubierz się ciepło.
Chłopaki wymyślili, że wyjeżdżając z samego rana (dla mnie w środku nocy), ominiemy korki, zyskamy ze dwie godziny i mniej wydamy na paliwo. Tylko faceci mają takie durne pomysły, ale nie chciałam się wykłócać. Niech im będzie. Poczłapałam do łazienki, spłukałam twarz dużą ilością zimnej wody i spojrzałam w lustro. Obraz nędzy i rozpaczy, oczy zapuchnięte, policzki blade, całość zaspana. Zrobiłam jednak wszystko, żeby doprowadzić się do stanu używalności, nałożyłam przygotowane wczoraj ubranie i wrzuciłam ostatnie drobiazgi do torby podręcznej.
Matka królowała w kuchni. Kanapeczki musiały być i już, nie przyjmowała do wiadomości, że można coś zjeść na stacji benzynowej. Myślałam, że przyjazd Kamila nieco ją ostudzi, ale gdzie tam. Wtedy to się dopiero zaczęło udzielanie rad, że mam zakładać pod spodnie rajstopy, a na bluzkę polar, nosić kapcie i nie biegać po domu w piżamie. Na szczęście nie wiedziała, że gadka o pokoju z Majką jest jedynie ściemą, bo dopiero by było… A swoją drogą, Kamil też mnie zdenerwował, bo zamiast zdecydowanie uciąć te gadki, wymówić się pośpiechem i szybko ewakuować, spokojnie słuchał. Obiecał nawet, że mnie dopilnuje.
W końcu jednak znaleźliśmy się w samochodzie.
– Co ty jesteś taka naburmuszona? – zapytał Kamil, przekręcając kluczyk w stacyjce.
– Bo traktujecie mnie jak małą dziewczynkę – burknęłam.
– Twoja mama się zwyczajnie martwi. Za bardzo się przejmujesz.
– Może i tak.
Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu. Kamil spoglądał na mnie czasem zupełnie jakby przewidywał, że coś jeszcze jest przyczyną mojego rozeźlenia. W końcu nie wytrzymał.
– A tak poza tym, o co chodzi? – zapytał.
– O nic.
– Przecież widzę.
– Bo… – zająknęłam się. Nie bardzo wiedziałam, jak to powiedzieć. Postanowiłam na około. – Bo ja się nie zabezpieczam – wypaliłam.
– Co? – Spojrzał na mnie przelotnie, chrząknął. – To jak to? – zapytał po chwili, która wydawała mi się wiecznością. – Chcesz być taka dorosła, a o podstawowej sprawie nie pomyślałaś?
– Nie. Bo ja nie chcę tego robić. Jeszcze nie chcę.
– Ja też nie chcę. – Zaparkował przed kamienicą. – To, że razem jedziemy, do niczego nie zobowiązuje. Nie chcę cię użyć i wyrzucić, tylko z tobą być. Zaczekam tyle, ile będzie trzeba.
– Tak po prostu?
Przechylił się w moją stronę i cmoknął najpierw w czoło, a później w usta. Szybko, ale wymownie.
– Tak po prostu – szepnął. – Już lepiej?
– Lepiej – odpowiedziałam, uśmiechając się nieśmiało.
– Na pewno?
– Tak.
– Ale na pewno, na pewno?
– Tak, na pewno.
– To chodź, wysiądziemy na chwilę i zadzwonię do Patryka, żeby już schodzili.
Majka i Patryk wyszli z domu jacyś zdenerwowani. Czyli nie tylko ja nie lubię wstawać w środku nocy. Im chodziło jednak o coś innego. Maja rano odkryła pryszcz na brodzie, wpadła w panikę i nawet chciała odwołać wyjazd. Na szczęście udało jej się jakoś zasłonić paskudztwo makijażem.
Miałam jednak wrażenie, że wszyscy dzisiaj będziemy się kłócić. Bo już po chwili doszło do spięcia Patryka z Kamilem, który nie chciał usiąść na fotelu pasażera, tylko ze mną, z tyłu. Mnie się to podobało, Patrykowi niekoniecznie. Na szczęście pytanie Majki, czy nie chce siedzieć obok niej rozwiązało problem. Przecież nie mógł powiedzieć, że nie chce, już sobie wyobrażam, jaką by scenę zrobiła.
– W połowie drogi się zamienimy – powiedział spokojnie Kamil i usiadł obok mnie.
– Ale umawialiśmy się inaczej – burknął Patryk, zajmując fotel dla kierowcy.
– To może zrób jak miało być? – zaproponowałam niepewnie, ale Kamil tylko mnie przytulił.
Zdjęliśmy kurtki, bo w samochodzie było ciepło, po czym znowu oparłam głowę na piersiach Kamila. Pomyślałam, że nic się nie stanie, jak trochę pośpię, ale to później. Najpierw nastąpiło komisyjne zapinanie pasów, padło kilka pytań, mających na celu sprawdzenie czy wszystko wzięliśmy i w końcu mogliśmy jechać.
– Tylko się nie całujcie. – Patryk postanowił dać wyraz swojemu niezadowoleniu.
– A ty jesteś zazdrosny? – zapytałam.
– Nie, rozpraszacie mnie.
– To patrz na drogę – łagodziła sytuację Majka.
– Kiedy nie mogę się skupić.
– No, ale jak ja muszę was codziennie oglądać w różnych sytuacjach, to się nie zachowuję jak obrażony. I nie krzyczcie, bo Pati śpi.
To jeszcze usłyszałam. Poczułam też, jak Kamil mnie okrywa i otacza ramionami. Tak było dobrze. Mogłam bezpiecznie spać. Obudziło mnie łaskotanie pod brodą. Pospacerowaliśmy po stacji benzynowej, zjedliśmy śniadanie, po czym wyruszyliśmy w dalszą podróż. Kamil i ja z przodu. Dla rozładowania napięcia Majka zainicjowała grę w słówka, później śpiewaliśmy stare piosenki, aby w pełni pogodzeni zajechać przed drewnianą, zasypaną śniegiem chatkę, która miała przez kilka dni być naszym domem.
– To wy się rozejrzyjcie po okolicy, a my wniesiemy bagaże do środka – zaproponował Patryk.
Bardzo chętnie przystałam na tę propozycję. Przerzuciłam torebkę przez ramię i wzięłam Majkę za łokieć. Musiałam dotrzeć do tego, co widziałam dosłownie kilka minut temu. Duża, drewniana, zaśnieżona szopka z żywymi owcami mignęła mi przed oczami zanim skręciliśmy na drogę, wiodącą do naszej chatki. Postanowiłam do niej pójść.
– Dokąd ty mnie ciągniesz? – zdziwiła się Majka.
– No chodź, nie pożałujesz – powiedziałam, mrugając porozumiewawczo. – To niedaleko.
Okazało się, że z moim poczuciem odległości jednak jest coś nie tak. Szłyśmy i szłyśmy… W końcu jednak doszłyśmy. Obie zziajane, ale to nic. Wydobyłam z torby moją czarodziejską teczkę i ołówek.
– Co ty robisz? – zapytała Majka. – Będziesz coś rysować?
– No, tę szopkę. Superaśna jest, nie? Akurat na ten konkurs, o którym ci mówiłam.
Ręce mi trochę drżały z zimna, ale kreskę miałam pewną. Jak zawsze. Siano, żłóbek, główka Jezuska, twarz Maryi trochę się zatarła, ale postanowiłam dopracować ją w domu. Owieczka i koza wyszły za to rewelacyjnie, do tego szopa i bajkowa, śnieżna sceneria.
– Zimno mi – powiedziała Majka.
– No, już idziemy. – Zapakowałam swoje rzeczy. – Chodź.
– Słuchaj, my tu jesteśmy już chyba bardzo długo. Oni się o nas martwią.
Miała rację. Uda piekły mnie od mrozu, palce skostniały. Dopiero teraz to zauważyłam. Zawsze, kiedy rysuję, tracę poczucie czasu.
– Zadzwoń do Patryka i powiedz, że za pół godziny będziemy – poleciłam.
– Ale komórkę zostawiłam w samochodzie.
– To ja zadzwonię. – Wydobyłam telefon, żeby się wkurzyć. Znowu się wyłączył i nie dawał uruchomić. Odkąd nim rzuciłam, bez przerwy się psuł.
Majka wpadła w panikę. Usiadła na śniegu i powiedziała, że nie idzie dalej.
– Nie możesz tu zostać, no! – krzyknęłam, szarpiąc ją za rękę.
– Wrócić też nie mogę. Patryk mnie zabije.
– Nie zabije, co ty w ogóle mówisz?
– Nie znasz go.
– Słuchaj, wstań, bo to nie jest śmieszne. Musimy wracać.
– Zimno mi, nigdzie nie idę.
No tak, Majka nie miała czapki. Też się wybrała, niech ją skręci. Nie mogłam jej jednak tak zostawić, był mróz i to wcale niemały. Nie zastanawiając się długo, zdjęłam czapkę i nałożyłam Majce na głowę. Ja miałam kaptur. Dałam jej też swoje rękawiczki, bo przecież mogłam włożyć ręce do kieszeni.
Było mi zimno, coraz bardziej zimno, ale musiałam coś zrobić, żeby Majka wstała i zaczęła współpracować. Nigdy wcześniej nie widziałam jej takiej przestraszonej. Ruszyła się jednak, więc chwyciłam ją za rękę, żeby przypadkiem nie wymyśliła czegoś jeszcze.
– Idziemy szybko, będzie nam cieplej – powiedziałam.
Skinęła tylko głową. Milczała, ale szła. Przynajmniej tyle.
Oj wyczuwam, że ten wyjazd nie zacznie się dla Majki pozytywnie :) z niecierpliwością czekam na następną część :)
OdpowiedzUsuńDlaczego nie zacznie się pozytywnie? Nie będzie tak źle.
UsuńNie będzie tak źle bo się pojawi Kamil-Obrońca :-)
UsuńAle to chyba nie do końca wina Majki prawda ?
UsuńTrochę wyrozumiałości Patryku :p
Bierz przykład z Kamila - pozytywnie się zmienia (jak na razie)